wtorek, 10 marca 2015

G. Marinovich, J. Silva, Bractwo Bang Bang


Źródło
            Jestem pewna, że każdy kojarzy zdjęcie wygłodzonego dziecka leżącego na ziemi, za którym stoi sęp. Jednak ile osób jest w stanie wymienić autora tego zdjęcia i okoliczności jego powstania? Kevin Carter był fotoreporterem wojennym należącym do tzw. Bractwa Bang Bang. Grupy fotografów, którzy szukali zamieszek, strzelanin i wojen, bo to one gwarantowały dobre i mocne zdjęcia. W ich postępowaniu możemy nie widzieć sensu, ale dla nich im większe niebezpieczeństwo, tym lepsza okazja na zdjęcie, które może trafić na pierwsze strony gazet. Nie straszne im były kule świszczące nad uchem, czy widok ofiar leżących na ziemi – najważniejsze jest dobre ujęcie.

            „Bractwo Bang Bang” to książka, która opisuje rzeczywistość fotoreportera wojennego. Jej autorami są Greg Marinovich i Joao Silva, którzy wraz z Kevinem Carterem i Kenem Oosterbroekiem tworzyli tytułową grupę. Autorzy pokazali jak od podszewki wygląda życie ludzi, którzy patrzą na śmierć i cierpienie zza obiektywu aparatu. Zdecydowana większość książki poświęcona jest opisowi wydarzeń z końcowego okresu apartheidu w RPA. Wojna pomiędzy jego zwolennikami i przeciwnikami oraz ciężka atmosfera związana ze zbliżającymi się pierwszymi wyborami demokratycznymi napędzała monopol na zdjęcia dokumentujące te wydarzenia. Fotoreporterzy nierzadko narażali własne życie, by zrobić zdjęcie, które odda dramatyzm chwili.
            Choć autorami książki są dwie osoby, to wszystkie wydarzenia poznajemy z perspektywy Grega Marinovicha. To on jest naszym głównym przewodnikiem po trudnym zawodzie fotoreportera wojennego. Joao Silva uzupełnia niektóre wydarzenia własnymi wspomnieniami i własnym punktem widzenia, ale jest to zrobione bardzo płynnie i nie wpływa na relację głównego bohatera, tylko wzbogaca narrację.
            Podobało mi się, że nikt nie próbował wybielać tego, co robią fotoreporterzy. Marinovich przyznaje, że wśród fotografów wojennych odbywały się rozmowy o tym jak czują się gdy widzą ofiary i przemoc, a zamiast pomagać tylko pstrykają zdjęcia. Każdy z nich zadawał sobie pytanie czy nie są współwinni zbrodniom, które fotografują. Książka pokazuje, że wielu fotoreporterów nie potrafiło poradzić sobie z obciążeniem emocjonalnym, jakie niesie za sobą ten zawód. Zrobienie dobrego zdjęcia to tylko połowa sukcesu, należy sobie jeszcze poradzić z tym, czego jest się świadkiem.
            Książka oprócz świetnego świadectwa pracy fotoreporterów wojennych jest również cennym źródłem wiedzy na temat sytuacji politycznej w RPA przed ogłoszeniem pierwszych, wolnych wyborów. Muszę jednak przyznać, że zdecydowanie bardziej ciekawiły mnie fragmenty dotyczące przemyśleń autorów i opisów akcji, na które się wyprawiali, niż zawiła sytuacja polityczna RPA. Choć, bez tego książka byłaby zdecydowanie uboższa i nie oddawałaby istoty tego, co robili fotoreporterzy.
            Jeżeli ciekawi Was to skąd biorą się wojenne zdjęcia z pierwszych stron gazet i jak wygląda praca ich autorów to śmiało sięgajcie po tę książkę. Dowiecie się z niej co czuje fotograf, który znajduje się w samym środku strzelaniny i ile musi zrobić, by sprawić, że to jego zdjęcie będzie tym najlepszym. Nie jest to łatwa i przyjemna lektura, bo i ten zawód taki nie jest. Wyrzeczenia i przełamywanie barier to dla tych ludzi chleb powszedni. Jedno zdjęcie może wiązać się z poczuciem winy i jednocześnie zagwarantować międzynarodową sławę.

Tytuł: Bractwo Bang Bang
Autor: Greg Marinovich, Joao Silva
Wydawnictwo: Sine Qua Non, 2012
Stron: 305
Ocena: 4,5/6

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.

16 komentarzy:

  1. Od jakiegoś czasu chcę tę książkę przeczytać, głównie ze względu na to szczere podejście do fotoreporterskich doświadczeń. Mam nadzieję, że może w tym roku uda mi się po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że właśnie to prawdziwe oblicze zawodu fotoreportera wzbogaca książkę. Autorzy nie boją się zatuszować tego, że wśród ich kolegów po fachu występują przypadki depresji, czy uzależnień od narkotyków spowodowane wydarzeniami, których byli świadkami.

      Usuń
  2. Często się nad tym zastanawiałam. Na ile fotoreporterzy to zwykłe hieny, żerujące na tragediach, a na ile dokumentaliści wykonujący swoją pracę. Nie oceniam, każdy wykonuje tylko swoją pracę, ale... No właśnie ale...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się nad tym zastanawiałam i ta książka pozwoliła mi zrozumieć to, z czym na co dzień muszą zmagać się ci ludzie.

      Usuń
  3. Ciekawa propozycja. Szczególnie dla tych, którzy wiążą z tym zawodem swoją przyszłość.
    Chętnie się do niej kiedyś dobiorę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda ja nie wiążę przyszłości z tym zawodem, ba nawet nigdy o tym nie myślałam, ale i tak byłam zaciekawiona co dzieje się w głowach wojennych reporterów. A jeśli chodzi o ludzi, którzy chcieliby ten zawód wykonywać to dla nich ta książka to wręcz pozycja obowiązkowa ;)

      Usuń
  4. Mam te książkę w chce przeczytać, lubię taką tematykę. Z pewnością ją kiedyś upoluje :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak kiedyś nadarzy się okazja, to z pewnością sięgnę po tą pozycję :)
    Zapraszam do siebie
    addictedtobooks.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedyś czytałam wpis o reporterze, który uratował chłopca przed postrzałem, bo akurat był w pobliżu. Więc na pewno nie jest tak, że ludzie, patrząc przez obiektyw, dystansują się od tych okrucieństw, które właśnie widzą. :) Historie fotoreporterów wojennych (i samych zdjęć) wydają mi się bardzo ciekawe. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że trudno jest im dystansować się od wydarzeń, które fotografują, ale dla niektórych liczy się najpierw zdjęcie, a dopiero potem niesienie pomocy. Wszystko zależy od człowieka i jego wrażliwości oraz stosunku do wykonywania pracy. Książka pokazuje, że fotoreporter musi sam ustalić sobie granicę, która określa kiedy przestać fotografować.

      Usuń
  7. Niestety nie lubię tego typu pozycji, więc po książkę nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja myślę, że z czasem bym się na książkę skusiła ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Praca fotoreporterów musi być niezwykle ciekawa, kiedyś nawet sama chciałam spróbować. Teraz mi przeszło, ale chętnie poznałabym spojrzenie, i to dwóch osób, na ten zawód. :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz, my naprawdę mogłybyśmy mieć wspólną biblioteczkę! Czasem się troszkę mijamy, ale jednak często sięgamy po podobne książki :) Tym razem mnie wyprzedziłaś, ale dogonię Cię, przeczytam "Bractwo" na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem! Też czasami mam takie wrażenie ;) Książki, o których piszesz w zdecydowanej większości są na mojej liście, albo po Twojej recenzji od razu na nią trafiają ;)

      Usuń