środa, 30 lipca 2014

K. Piskała, Sudan. Czas bezdechu


Źródło: http://www.gwfoksal.pl/
            Czytanie reportaży i książek podróżniczych sprawia, że możemy się przenieść w dowolne miejsce o dowolnym czasie. Moją uwagę bardzo często przyciągają reportaże dotyczące Afryki. Kontynentu, który ma w sobie tyle skrajności i tak bolesną historię, że trudno przejść obok niego obojętnie. Tym razem, w moje ręce wpadł „Sudan. Czas bezdechu” autorstwa Konrada Piskały.

            Autor opisuje swoją podróż po Sudanie, afrykańskim kraju, w którym podziały i skrajności są widocznie jak mało gdzie. Sudan dzieli się na Sudan – muzułmanów i Sudan – chrześcijan, Sudan – Arabów i Sudan – Czarnych, Sudan – Północny i Sudan – Południowy. Te podziały widać na każdym kroku. Książka podzielona jest na dwie części – opisuje północ i południe kraju. Na Północy rządzą Arabowie, islam i obowiązuje prawo szariatu. Południe jest domeną ciemnoskórych chrześcijan, którzy dla Arabów z Północy są ludźmi „drugiej kategorii”. Czytając książkę gładko przechodzimy z jednego do drugiego świata. Piskała podczas podróży spotyka wielu ludzi i poznaje wiele historii. Wśród jego „znajomych” znaleźli się również Polacy – siostra Teresa Roszkowska czy małżeństwo Świerczyńskich. Opowiadają oni o swojej codzienności w Afryce, mówią jak się tam znaleźli, co przeżyli.

            Piskała nie zapomina również przedstawić sytuacji politycznej kraju. Wyjaśnia jak doszło do tak radykalnych podziałów. Jednak to nie polityka przeważa w książce, a życie zwykłych ludzi, opisy miast czy warunki podróżowania autora. Co więcej, w książce znajdują się liczne fotografie, które obrazują nam, to o czym pisze autor. Zdjęcia bardzo dobrze komponują się z tekstem, przez co lektura staje się jeszcze przyjemniejsza. Nie zabrakło także bibliografii, co moim zdaniem działa na plus, bo każdy kto chce dowiedzieć się czegoś więcej może bez problemu znaleźć interesujące go pozycje.

Książkę czytało mi się bardzo dobrze, ale po przeczytaniu stwierdziłam, że czytałam już lepsze reportaże. Nie jest to umotywowane tym, że książka jest źle napisana. Po prostu zabrakło mi tego „czegoś”, co pozwoliłoby mi stwierdzić, że mogę z czystym sercem ocenić ją na 5. Niemniej jednak, polecam ją wszystkim, którzy interesują się Afryką, lubią czytać reportaże i poznawać nieznane nam kraje.

Tytuł: Sudan. Czas bezdechu
Autor: Konrad Piskała
Wydawnictwo: W.A.B., 2010
Ocena: 4,5/6

piątek, 25 lipca 2014

M. Vargas Llosa, Gawędziarz


Źródło: http://www.znak.com.pl/
            W dzisiejszych czasach możemy czerpać informacje z różnych źródeł. Mamy książki, filmy, radio, telewizję, gazety. Musimy jednak pamiętać, że nie zawsze tak było i kiedyś jedynymi źródłami informacji o historiach dawnych i obecnych, legendach, pieśniach i codziennych sprawach innych ludzi były osoby, które wędrowały z miejsca na miejsce i snuły opowieści, utrwalały świadomość narodową, były źródłem rozrywki i odskocznią od codzienności. Obraz właśnie takich osób został utrwalony w książce Mario Vargasa Llosy. Tyle, że owi „gawędziarze” żyją w dzisiejszych czasach.

            „Gawędziarz” przenosi nas do miejsca, gdzie żyje amazońskie plemię Macziguengów, ludzi, którzy wierzą, że muszą wędrować, by nie spadło słońce. Akcja książki biegnie dwoma torami i ma dwóch narratorów. Jednym z nich jest tajemniczy gawędziarz, który snuje opowieści o mitach, legendach, życiu i śmierci Macziguengów. Mamy tutaj specyficzny język, w którym zaciera się granica pomiędzy przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, pomiędzy tym co jest i co nie jest. Czytanie opowieści snutej przez gawędziarza staje się wyzwaniem, które wymaga od nas skupienia, lecz w zamian za to, daje nam przepięknie opowiedziane historie. Drugi z narratorów to sam autor, który opowiada nam o swoim życiu, o przyjaźni z Saulem zafascynowanym amazońskimi plemieniami oraz pracy nad programem „Wieża Babel”. Wydaję mi się jednak, że najważniejszym wątkiem jest jego przyjaźń z Saulem i późniejsze tego konsekwencje. Między innymi dzięki niemu autor dotarł do informacji o gawędziarzach i zaczął zgłębiać historię ludu Macziguengów.

            Książka Llosa jest przepiękną i fascynującą opowieścią o roli, jaką pełnią ludzie snujący historie w określonym społeczeństwie pozbawionym naszych źródeł informacji. Jest to także, próba odpowiedzi na pytanie czy dobrze się dzieje, że „ludzie Zachodu” wkraczają w życie dziewiczych plemion amazońskich i próbują ich nakierować na „właściwy styl życia”. Czy misjonarze i antropologowie pod przykrywką niesienia pomocy i poznania kultury danego ludu nie niosą większych szkód, niż pożytku? Czy bylibyśmy w stanie rzucić nasze dotychczasowe życie i przenieść się do zupełnie innego miejsca, do zupełnie innej kultury?

            „Gawędziarz” to książka obok której nie idzie przejść obojętnie. Jest w niej tyle magii i tajemnicy, że jej lektura staje się fascynująca wyprawą do Amazonii. Po jej przeczytaniu postanowiłam, że poznam bliżej Mario Vargasa Llosę, by częściej zagłębiać się w świat, który tworzy.

Tytuł: Gawędziarz
Autor: Mario Vargas Llosa
Wydawnictwo: Znak, 2009
Ocena: 5/6

środa, 23 lipca 2014

M. Heaney, Za dziewiątą falą. Księga legend irlandzkich


            Dzięki książce Marie Heaney przenosimy się do przedchrześcijańskiej Irlandii, gdzie rządzą waleczni królowie, żyją odważni rycerze, druidzi i piękne niewiasty. Nie brak tu także herosów, nieśmiertelnych istot i magii. Autorka zebrała tradycyjne, stare legendy irlandzkie, które przenoszą nas w ten niezwykły świat bohaterów. Jak zaznaczyła we wstępie:

Najstarsze z opowiedzianych tutaj legend można znaleźć w jedenasto- i dwunastowiecznych rękopisach, które są kopiami jeszcze dawniejszych manuskryptów, sporządzonych przypuszczalnie trzy lub cztery stulecia wcześniej[1]

Mimo, że opowieści te, pochodzą z tak odległych czasów, to ich przekaz i wartości, które za sobą niosą, są w dzisiejszych czasach jak najbardziej aktualne. Miłość, honor, odwaga czy męstwo przewijają się przez treść legend na każdym kroku i z każdej strony dostarczają nam wglądu starodawną kulturę irlandzką.

            Autorka podzieliła swoją książkę na cztery rozdziały, które tematycznie dotyczą wybranych legend. Ostatni rozdział zawiera podania o trzech chrześcijańskich patronach Irlandii – świętym Patryku, świętej Brygidzie oraz świętym Columcille’u. Jednak, tylko ten rozdział dotyczy czasów, gdy w Irlandii szerzyło się już chrześcijaństwo. Wcześniejsze legendy dotyczą starszego okresu, w którym panowali starzy bogowie, a druidzi posiadali magiczne moce. Muszę przyznać, że wiele motywów wydawało mi się znajomych i mogłam odnieść je do innych znanych mi podań czy legend, co bardzo mi się podobało. Opowieści o dzielnych rycerzach oraz wojnach między zwaśnionymi królestwami oraz zalotach do najpiękniejszych na świecie niewiast są naprawdę ciekawą i przyjemną lekturą.

            Przyznaję, że nie wszystkie podania zaciekawiły mnie w równym stopniu, jednak na tle całości uważam, że poznanie tych legend pozwoliło mi przybliżyć sobie kulturę Irlandii. Ogromnym plusem jest, moim zdaniem, zestawienie na końcu książki nazw własnych występujących w książce i podanie ich wymowy oraz załączenie bibliografii.  

Tytuł: Za dziewiątą falą. Księga legend irlandzkich
Autor: Marie Heaney
Wydawnictwo: Znak, 1996
Ocena: 5/6

[1] M. Heaney, Za dziewiątą falą. Księga legend irlandzkich, Kraków 1996, s. 7.

piątek, 18 lipca 2014

S. Penney, Czułość wilków


Źródło: http://merlin.pl/
            Gdy przeczytałam „Niewidzialnych” autorstwa Stef Penney, wiedziałam, że będę chciała poznać także inne książki tej autorki. Jak na razie napisała tylko dwie, więc po skończeniu „Czułości wilków” mam już na koncie wszystkie jej książki. Mam szczerą nadzieję, że będzie ich więcej.

            „Czułość wilków” to powieść, której akcja rozgrywa się w XIX-wiecznej Kanadzie w czasie mroźnej zimy. Mamy tutaj osadników z małej społeczności, traperów, Indian, pracowników Kompanii Handlowej, religijną osadę zamieszkałą przez Norwegów oraz wilki. Akcja książki rozpoczyna się w momencie, gdy w małej osadzie dochodzi do zabójstwa. Niezależny, samotny Francuz – Jammet Laurent, były pracownik Kompanii zostaje zamordowany we własnym domu. Gdy mieszkańcy próbują rozwikłać zagadkę okazuje się, że w tym samym czasie, kiedy zabito starego Francuza, z domu zniknął nastoletni Francis – adoptowany syn państwa Ross. Co więcej, to właśnie pani Ross znalazła Francuza. W sprawę śledztwa włącza się sama Kompania Handlowa i wysyła na miejsce zbrodni swoich pracowników. Pomyli się jednak ten, kto pomyśli, że ta książka jest kryminałem. Owszem, bohaterowie starają się rozwikłać zagadkę, ale jest to także opowieść o przetrwaniu w mroźnych lasach Kanady. Nie brakuje tu wątku miłosnego – między kobietą i mężczyzną, ale także związku homoseksualnego. Znajdziemy tu także wątek olbrzymiej miłości macierzyńskiej, wątek ślepego dążenia za bogactwem, a także sprawę tajemniczego pisma zapisanego na kawałku kości, czy zagadkowe zaginięcie dwóch sióstr sprzed lat.

            Książkę czyta się jednym tchem i nie sposób się od niej oderwać. Stworzeni przez Penney bohaterowie są tak prawdziwi, że czasami trudno uwierzyć, że to jedynie postacie z książki. Nikt nie jest dobry lub zły, każdy ma swoje wady, z których zdaje sobie sprawę, każdy ma swoje sekrety, które ukrywa przed wyjściem na światło dzienne. Bez wątpienia ta mnogość bohaterów i wątków dodaje książce uroku, ponieważ czytelnik nie nudzi się przy czytaniu kolejnych rozdziałów. Każdy wątek jest bardzo dobrze dopracowany. Jednak, ostrzegam, że w momencie zakończenia książki bardzo dużo rzeczy pozostaje niewyjaśnionych. Po przeczytaniu ostatniego rozdziału miałam ochotę na więcej i więcej, ponieważ autorka pozostawiła wiele kwestii otwartych. Jestem bardzo ciekawa jak potoczyły się dalsze losy bohaterów, ale to nie jest mi dane i pozostaje mi jedynie moja wyobraźnia.

            Książkę naprawdę gorąco polecam – w czasie naszego gorącego lata, warto przenieść się w mroźne lasy Kanady, gdzie w nocy słychać wycie wilków.

Tytuł: Czułość wilków
Autor: Stef Penney
Wydawnictwo: Sonia Draga, 2008
Ocena: 5,0/6

środa, 16 lipca 2014

J. Aberth, Spektakle masowej śmierci


Źródło: http://wydawnictwoswiatksiazki.pl/
            W końcu zrealizowałam swoje postanowienie i przeczytałam książkę, która czeka na swoją kolej od dłuższego czasu. Na pierwszy rzut poszły „Spektakle masowej śmierci” autorstwa Johna Abertha. Przyznaję, że tytuł jest trochę przerażający, jednak nie trzeba obawiać się, że treść również taka będzie. Autor, który jest historykiem zajmującym się dziejami chorób, stara się przybliżyć nam sześć największych epidemii, które rzuciły cień na naszą historię. Aberth zebrał olbrzymią masę źródeł i ciekawych informacji, które sprawiły, że każda z przedstawionych przez niego chorób jest opisana w bardzo interesujący sposób.

            W książce mamy przedstawioną dżumę, ospę prawdziwą, gruźlicę, cholerę, grypę oraz AIDS. Na początku każdego z rozdziałów autor prezentuje pochodzenie choroby, jej mutację, właściwości przystosowawcze i objawy. Następnie omawia historie występowania, czasy, w których choroba siała największe spustoszenie. Co ciekawe, autor ukazuje również kulturowe i społeczne aspekty choroby. Opisuje stosunek i reakcje ludzi, którzy musieli zmierzyć się z zaistniałym nieszczęściem. W związku z tym książka odpowiada na takie pytania jak np. która choroba zapoczątkowywała legendy o wampirach? W jakich czasach dżuma siała największe spustoszenie? Jaką chorobę Europejczycy przywieźli do obu Ameryk? Czy AIDS występujące w Stanach Zjednoczonych to ta sama choroba co AIDS z Afryki? Którą z chorób udało się całkowicie zlikwidować?

            Osobiście najbardziej podobał mi się rozdział na temat dżumy, ponieważ było tam najwięcej odwoływań do historii. Podobało mi się, że autor porównywał reakcje chrześcijan i muzułmanów na tę chorobę, które były diametralnie od siebie różne. Zdecydowanie na plus działa również bezpośrednie odwoływanie się do źródeł, co bardzo wzbogacało narrację. W kilku miejscach autor opisuje również swoje osobiste doświadczenia. Pisze o reakcjach na epidemie grypy oraz pojawienie się AIDS w jego rodzinnych stronach czy na swojej uczelni. Jednak, żeby nie było tak kolorowo to muszę napisać, że niektóre fragmenty książki były dla mnie bardzo nużące. Opisy bakterii i wirusów, mutacje chorób i ich właściwości nie składają się interesującą stronę książki. Zdaję sobie sprawę, że dla osób, które się tym zajmują lub ciekawi ich biologia i nauki z nią związane te opisy mogą być ciekawe – mnie niestety nużyły. Nie zmienia to jednak faktu, że całą książkę czytała się bardzo przyjemnie (nawet pomimo opisów objawów chorób, których nie należy czytać przy jedzeniu). W dodatku dla każdego zainteresowanego tematem, na końcu książki znajduje się obszerna bibliografia, która pomoże wzbogacić naszą wiedzę o opisywanych chorobach.
 
Tytuł: Spektakle masowej śmierci
Autor: John Aberth
Wydawnictwo: Świat Książki, 2012
Ocena: 4,0/6

niedziela, 13 lipca 2014

A. Christie, I nie było już nikogo


Źródło: http://www.agathachristiekolekcja.pl/
            „Morderstwo w Orient Expressie” nie zrobiło na mnie tak wielkiego wrażenia, na jakie byłam nastawiona. Dlatego do „I nie było już nikogo” (czy też „Dziesięciu Murzynków”) podeszłam z „czystą głową”. Może to i dobrze, bo muszę przyznać, że książka wciągnęła mnie bez reszty i przeczytałam ją w jedno popołudnie. Jest to jeden z najlepszych kryminałów jakie ostatnio czytałam!

            Można by powiedzieć, że bardzo prosty pomysł na fabułę przerodził się w coś naprawdę godnego uwagi. Otóż, dziesięć nieznanych sobie osób zostaje zaproszonych na tajemniczą wyspę. Każdy dostał specjalne zaproszenie, które nie wzbudza żadnych podejrzeń. Jedni przyjeżdżają w celach zawodowych, inni w celach towarzyskich. Gdy już znajdują się na wyspie okazuje się, że nie ma gospodarzy, a w pokojach gości znajduje się wierszyk o dziesięciu Żołnierzykach (w wersji pierwotnej o Dziesięciu Murzynkach). Nagle goście zaczynają po kolei ginąć i to w sposób, jaki został opisany w dziecięcej rymowance.

            Muszę przyznać, że Christie stworzyła tak żywych i prawdziwych bohaterów, że trudno było nie wczuć się w akcję książki. Każdy z nich był zupełnie inny, a jednak zostali opisani tak dokładnie i przemyślanie, że nie ma mowy o żadnym powierzchniowym przedstawieniu! To samo tyczy się mistrzowsko skonstruowanej intrygi, która sprawia, że nasze szare komórki działają na najwyższych obrotach. W wypadku tej książki nie jestem w stanie do niczego się przyczepić i stwierdzam, że jest to pozycja obowiązkowa dla fanów kryminału. Chociaż, przyznaję, że bardziej klimatyczny tytuł to według mnie „Dziesięciu Murzynków”, ale skoro został już zmieniony to nic nie zrobimy.

Tytuł: I nie było już nikogo
Autor: Agatha Christie
Wydawnictwo: Dolnośląskie, 2014
Ocena: 6/6

piątek, 11 lipca 2014

Ch. Rogan, Zgubieni


Źródło: http://www.znak.com.pl/
            Czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie do jakich czynów posuwają się ludzie by przetrwać na morzu? Czy poświęcenie życia drugiego człowieka może stać się sposobem na uratowanie innych? Na takie i inne pytania odpowiada książka „Zgubieni” autorstwa Charlotte Rogan. Jest to powieść, której akcja przenosi nas na początek XX wieku, do małej szalupy, po katastrofie statku. Mimo, że szalupa teoretycznie może pomieścić 40 osób, w praktyce 39 osób jest już dla niej ogromnym przeciążeniem. W szalupie znajdują się w przeważającej części kobiety, jedno dziecko, marynarz, który próbuje opanować sytuację oraz kilku mężczyzn (w tym diakon).

            Główną bohaterką, a zarazem naszą narratorką, jest Grace Winter. Młoda mężatka nie znająca jeszcze rodziny swojego męża, który porzucił dla niej narzeczoną ze swojego stanu. Grace poznajemy w momencie gdy czeka na swój proces posądzona o czyn, który popełniła na szalupie. Spisanie wspomnień z 21 dni, które przeżyła na morzu mają ułatwić jej prawnikom linię obrony. Kobieta uratowała się dzięki mężowi, który w ostanim momencie zdołał umieścić ją na opuszczanej już szalupie. Sam niestety został na tonącym statku. Od tego momentu Grace jest zdana tylko na siebie, z nadzieją w sercu na szybki ratunek i na to, że jej niedawno poślubiony mąż zdołał się uratować.

            Dni na szalupie naznaczone są tragicznymi wydarzeniami. Już pierwsze chwile po katastrofie wymagały od rozbitków walki o życie – musieli odpychać tonących od swojej łodzi, by nie zatonąć oraz podjąć decyzję o nieuratowaniu znajdującego się w wodzie dziecka. Jak się później okaże to nie były jedyne trudne decyzje do podjęcia. W związku z tym, że łódź jest przeciążona i niebezpiecznie głęboko zanurzona zaczynają odzywać się głosy, że najlepszym rozwiązaniem będzie jej odciążenie. Dochodzi nawet do tego, że rozbitkowie zaczynają ciągnąć losy, kto powinien wyskoczyć z szalupy, a śmierć kolejnej osoby jest traktowana jako ulga, bo łódź staje się lżejsza. Muszę powiedzieć, że niektóre fragmenty zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie. Uzmysłowiłam sobie, że ludzie w ekstremalnych warunkach szybko ujawniają swoją prawdziwą twarz.

Jednakże było coś, co psuło mi lekturę – Grace. Głowna bohaterka, która jest dla nas jedynym źródłem informacji. Czytamy o jej walce o przetrwanie, poznajemy jej opinie o pozostałych pasażerach, jesteśmy uczestnikami jej rozmów. Jednak Grace jest dla mnie zagadką, z jednej strony wydaje się słabą, niewinną i kruchą kobietą, która straciła męża, z drugiej ujawniają się u niej cechy bezwzględnej, egoistycznej osoby. Wiem, że nic nie jest czarne lub białe, ale te skrajne zachowania bohaterki strasznie mnie raziły. Jej zachowanie w pewnych momentach była dla mnie bardzo niezrozumiałe. Być może był to efekt sytuacji, w której się znalazła, ale czasami miałam wrażenie, że czytam o dwóch zupełnie innych osobach.

Książkę czyta się bardzo szybko, ponieważ jak najszybciej chcemy się dowiedzieć co zdarzy się kolejnego dnia. Jednak mimo ciekawego pomysłu, brakowało mi rozbudowania postaci. Miałam wrażenie, że autorka skupia się tylko na postaciach pierwszoplanowych, a reszta pasażerów szalupy była jedynie pustymi nazwiskami. Brakowało mi głębszego opisu ludzi, którzy znajdowali się na szalupie. Książkę oceniam jako dobrą, świetny pomysł, jednak jego realizacja mogłaby zostać trochę bardziej przemyślana.   

Tytuł: Zgubieni
Autor: Charlotte Rogan
Wydawnictwo: Znak, 2012
Ocena: 3,5/6

środa, 9 lipca 2014

E. Weiner, Poznam sympatycznego Boga


Źródło: http://www.dwpwn.pl/
            Dzisiejszy świat daje mam tak szeroką ofertę wszystkiego (i niczego), że w pewnym momencie może to przytłaczać. Półki w supermarketach uginają się od setek tych samych produktów różnych marek. Możemy uczyć się praktycznie każdego języka – wystarczy chcieć, możemy wybrać dowolny zawód. Ale czy można wybrać sobie religię, tak jak wybieramy rodzaj kawy? Takie pytanie postawił sobie Eric Weiner. Amerykanin z depresją, urodzony w rodzinie żydowskiej, jednak nie uważający się za osobę religijną. Pewnego dnia trafił na ostry dyżur i jedna z pielęgniarek zadała mu pytanie „czy odnalazłeś już swojego Boga?”. Pytanie to, dało mu do myślenia i zaczął zastanawiać się na swoim życiem duchowym.

            Weiner postanowił, że najlepszym sposobem na wybranie swojego Boga jest „spróbowanie” kilku religii, poznanie ich, podpatrzenie jak wyglądają „od kuchni”. Ostatecznie jego wybór padł na osiem wyznań: islam, katolicyzm, judaizm, buddyzm, taoizm, szamanizm, wiccę, realianzim. Niektóre z nich były mu znane, o innych słyszał po raz pierwszy. Autor stara się wejść jak najgłębiej w ich poznaniu. Poznaje ich historię, wyznawców, uczestniczy w rytuałach. Autor przedstawia nam te wyznania w bardzo subiektywny sposób (w końcu to on szuka swojego Boga), ale wszystko jest opatrzone dużą dawką humoru. Weiner ma do siebie dystans, zdaje sobie sprawę, że czasami jego żarty są nie na miejscu, czasami czuje się jak intruz podczas różnych rytuałów. O każdej z religii stara się dowiedzieć jak najwięcej. Gdy „testuje” jedną religię to oddaje się jej całkowicie. Rozmawia, czyta, stara się być częścią tej społeczności. Czasami mu się to udaje, czasami nie.

            Każdy rozdział rozpoczyna się zabawnym ogłoszeniem, które możemy porównać do ogłoszenia matrymonialnego, np. „BDPM [Biały Dezorientacjonista Płci Męskiej] z pustką w sercu szuka bóstwa ze swojej okolicy. Czy jesteś typem dawcy? Związek platoniczny wchodzi w grę[1]. Czy też „BDPM chciałby wzbogacić swoje życie o odrobinę magii. Być może potrzebuję więcej niż jednego bóstwa. Jestem otwarty na związki politeistycznego. Stwórzmy coś razem[2]. Mimo poważnego tematu jakim jest religia, autor potrafi pisać w zabawny i lekki sposób. Czasami miałam wrażenie, że autor szuka najmniej wymagającej religii świata, taka która daje, ale nie wymaga. Jednak po przeczytaniu całej książki już tak nie sądzę. Samo poszukiwanie i odkrywanie nowych religii wymagało niemało wysiłki i zaangażowania. Weiner poznawał religie nie dzięki siedzeniu w domu, a poprzez podróże do ich korzeni i świętych miejsc.

            Książka jest naprawdę godna polecenia. Świetnie napisana, przybliża nam kilka religii, o których naprawdę warto jest wiedzieć coś więcej. Dla mnie najciekawszy był rozdział o katolicyzmie (autor gościł u franciszkanów) – czytanie o własnej religii z perspektywy niepraktykującego Żyda było naprawdę ciekawym doświadczeniem.
 
Tytuł: Poznam sympatycznego Boga
Autor: Eric Weiner
Wydawnictwo: Carta Blanca, 2012
Ocena: 5,0/6


[1] E. Weiner, Poznam sympatycznego Boga, Carta Blanca, 2012, s. 129.
[2] Ibidem, s. 241.

czwartek, 3 lipca 2014

A. Camilleri, Sezon łowiecki


Źródło: http://www.noir.pl/
            Moje zamiłowanie do kryminałów nie jest już chyba dla nikogo nowością. Pełna nadziei przystąpiłam, więc do czytania „Sezonu łowieckiego”, który zgodnie z zapowiedzią wydawcy miał być „jednym z najciekawszych włoskich kryminałów historycznych ostatnich lat”. Cóż… w mojej opinii to nie jest ciekawy kryminał. Nawet nie wiem, czy można tam się doszukać elementów kryminału. Co prawda, z włoskimi kryminałami nie mam często do czynienia i nie potrafię odnieść się to innych pozycji, jednak i tak czuję się zawiedziona.

            Akcja toczy się w XIX wieku w małym miasteczku na Sycylii. Pewnego dnia do miasta przybija statek, z podkładu którego schodzi nieznajomy. Po krótkim śledztwie w miasteczku okazuje się, że nieznajomy ma zamiar otworzyć tu aptekę i osiedlić się na stałe. Wszystko przebiega dobrze i nagle dom, w którym mieszka rodzina pewnego markiza, zaczynają nawiedzać nieszczęścia. Raz, za razem umierają kolejni przedstawiciele rodu. W międzyczasie otrzymujemy także opis romansu markiza z żoną jednego ze swoich zarządców i próby spłodzenia męskiego potomka. Szczerze mówiąc, nie wiem co jeszcze mogłabym napisać o akcji książki. Dodam jeszcze, że książka ma mniej niż 200 stron, więc czyta się ją naprawdę szybko.

            Prawie przez całą lekturę nie mogłam dojść to tego, o czym tak naprawdę jest ta książka. Czy o romansach markiza, ciężkim życiu jego rodziny, którą nawiedzają coraz to nowe nieszczęścia, czy o nowoprzybyłym aptekarzu, który okazuje się jednak nie tak całkiem nowoprzybyły? Ostatni rozdział to wszystko wyjaśnia, jednak wolałabym wiedzieć wcześniej jakimi torami biegnie akcja. Z drugiej strony nie mogę oceniać książki, jaką jedną z gorszych jakie czytałam, bo mimo naprawdę małej liczby stron, zdarzały się fragmenty, które były całkiem zabawne i wywoływały uśmiech. Samą książkę czyta się bardzo szybko, a mała liczba stron nie pozwala się nudzić. Zakończenia także nie zaliczam do najgorszych. Podobało mi się miejsce i czas akcji oraz niektórzy bohaterowie (jak np. ksiądz), mimo tego, moim zdaniem, kryminał to, to nie jest. Jeżeli ktoś chce przeczytać, coś lekkiego, tak na raz, dla rozluźnienia i lubi XIX-wieczną Sycylię, to może spróbować z „Sezonem łowieckim”, jednak jeżeli ktoś nastawia się na dobry kryminał to raczej nie polecam.

Tytuł: Sezon łowiecki
Autor: Andrea Camilleri
Wydawnictwo: Noir sur Blanc, 2014
Ocena: 3/6

wtorek, 1 lipca 2014

L. Swann, Triumf owiec


            Po sprawiedliwości nadszedł czas na triumf owiec i to jaki! Muszę przyznać, że pierwsza część nie powaliła mnie na kolana, ale chętnie zabrałam się za czytanie drugiej. I bardzo się cieszę, że nie czekałam z tym dłużej. „Triumf owiec” wciągnął mnie bez końca, choć wcale nie spodziewałam się, że tak będzie. Nastawiałam się na przyjemną lekturę, porównywalną z pierwszą częścią, która mi się podobała, ale zawiodłam się na wątku kryminalnym. W tym przypadku podobało mi się wszystko.

            Po tym, gdy pasterz George został zamordowany, nową pasterką owiec została jego córka Rebeka. Zgodnie z ostatnią wolą ojca troskliwie opiekowała się owcami i zabrała je w obiecaną podróż do Europy. Należy dodać, że opieka nad owcami obejmuje także czytanie im książek (a owce mają już wyrobiony gust literacki). Owce zawędrowały do Francji i mieszkają w pobliżu dużego, majestatycznego zamku, który w przeszłości był zakładem dla obłąkanych. Mogłoby się wydawać, że jedno śledztwo w życiu owiec to dużo i mało prawdopodobne jest, że zdarzy się drugie. A jednak – Europa dostarcza kolejnych problemów. W miejscu tymczasowego domu owiec i ich pasterki, której towarzyszy zafascynowana tarotem matka, pojawia się tajemnicza istota o imieniu Garou. Zaczynają ginąć sarny, a jak dowiadujemy się później, w przeszłości w tym miejscu grasował już morderca, który ma na sumieniu zarówno zwierzęta, jak i ludzi. Owce muszą rozwikłać zagadkę, aby same nie stały się ofiarą.

            Ta część podobała mi się znaczenie bardziej niż pierwsza. Wydaje mi się, że postacie owiec są lepiej wykreowane, a ich rozmowy i zachowanie nie pozwala nam na zachowanie kamiennej twarzy. Pełno tu błyskotliwych i zabawnych fragmentów, które momentalnie poprawiają nam humor. W dodatku pojawiają się także kozy – szalone i nieobliczalne, które dodają książce kolorytu. Jednak, aby nie było tak wesoło, w końcu to zgodnie z podtytułem – thriller, muszę przyznać, że wątek kryminalny jest równie dobrze napisany. Mamy śmierć, tajemnice, porwanie i samotne wędrówki do lasu. Podobało mi się to połączenie thrillera z komedią. Muszę przyznać, że po przeczytaniu drugiej części stałam się fanką owiec i już postanowiłam, że kiedyś wrócę do „Sprawiedliwości owiec”, by uchwycić to, czego nie udało mi się dojrzeć przy pierwszym czytaniu.

Tytuł: Triumf owiec
Autor: Leonie Swann
Wydawnictwo: Amber, 2011
Ocena: 5,0/6