Źródło: http://www.proszynski.pl/ |
Po
krótkiej przerwie od kryminałów i thrillerów, znów sięgnęłam po ten gatunek.
Tym razem padło na „Kolekcjonera kości” J. Deavera, który był na mojej liście
od naprawdę długiego czasu. W końcu mi się udało i szczerze mówiąc mam mieszane
uczucia. Książka nie powaliła mnie na kolana, ale też nie odłożyłam jej po
pierwszym rozdziale. Była przeciętna. I wydaję mi się, że za jakiś czas zginie
wśród innych przeczytanych przeze mnie kryminałów. A szkoda, bo ma w sobie
potencjał, który ujawnił się dopiero pod koniec.
Po
przylocie do Nowego Jorku do taksówki wsiada para ludzi – kobieta i mężczyzna.
W jakiś czas później młoda policjantka Amelia Sachs znajduje zwłoki mężczyzny,
który został zakopany żywcem, a z ziemi wystaje tylko ręka, z której zostały
zdjęte skóra i mięśnie. Rozpoczyna się gorączkowe poszukiwanie drugiej ofiary.
Niestety szybko okazuje się, że morderca nie poprzestał na porwaniu tylko tych
dwóch osób. W dodatku zostawia dla policji wskazówki dotyczące
kolejnych ofiar. Zdeterminowana policja postanawia włączyć w śledztwo swojego
dawnego pracownika Lincolna Rhyma. Problem jednak w tym, że ten najlepszy
specjalista od badania miejsc zbrodni jest prawie całkowicie sparaliżowany. Może
poruszać tylko głową, szyją i jednym palcem u ręki. W związku z tym przy
badaniu miejsc zbrodni zaczyna pomagać mu piękna policjantka Sachs, która
wykonuje jego instrukcje podawane przez telefon.
Narracja
prowadzona jest dwutorowo – raz mamy ukazane wydarzenia z perspektywy policji,
raz z perspektywy mordercy. Lubię ten zabieg, bo urozmaica on akcję, a
dodatkowo postać mordercy staje się bardziej dopracowana i ciekawsza. W
przypadku „Kolekcjonera kości” postać tego złego była dla mnie intrygująca
dopóki nie dowiedziałam się kim jest naprawdę. Chory psychicznie mężczyzna,
który jest zafascynowany postacią mordercy opisanego w „Zbrodnie w starym Nowym Jorku” to obraz jaki dostajemy przez większą część książki. Ten morderca
mi się podobał (jeśli można tak powiedzieć), jednak gdy wszystkie karty zostały
odsłonięte postać mordercy stała się dla mnie zbyt oczywista i ta aura
tajemniczości i fascynacji historycznym Nowym Jorkiem zniknęła w mgnieniu oka.
Jeśli
chodzi o dwójkę głównych bohaterów – funkcjonariuszkę Sachs i kryminalistyka
Rhyma to lubiłam ich, gdy byli osobno, jednak ich relacja była dla mnie dziwna.
Mam nadzieję, że nie zepsuję nikomu lektury zadając to pytanie… Która kobieta
wchodzi do łóżka sparaliżowanemu facetowi, którego zna zaledwie kilka dni? I
sprostuje – nie chodziło o seks, tylko o spanie razem, no ale fakt pozostaje
faktem. Trochę mnie to zdziwiło i stwierdziłam, że może nie jestem zbyt
otwarta.
Zbliżając
się już do końca, chciałam jeszcze napisać, że w książce występuje bardzo dużo
fachowej terminologii. Dla chemików i ludzi, którzy mają z tym do czynienia
takie nazwy jak skaningowy mikroskop elektronowy sprzężony z urządzeniem
analizującym dyspersję promieni rentgenowskich czy mikrospektrofotometr pewnie
wydają się zrozumiałe, ja jednak należę do grona osób, które nie miały pojęcia
o czym czytają. Rozumiem, że taki zabieg dodaje książce wiarogodności i sprawia,
że możemy poczuć, że autor wie o czym pisze. Ale w tak dużych ilościach i w
takim natężeniu to nie jest dobry pomysł. W końcu to nie jest żaden podręcznik
tylko książka, którą czytamy dla przyjemności i przebijanie się przez masę niezrozumiałych
słów nie uławia lektury. W związku z tym odkładając książkę nie korciło mnie,
żeby od razu sięgnąć po nią ponownie i dowiedzieć się co będzie dalej.
Podsumowując,
„Kolekcjoner kości” jest książką z ciekawą zagadką, ciekawym mordercą i
ciekawym pomysłem na prowadzenie śledztwa. Jednak jeśli chodzi o warstwę
psychologiczną postaci i ich zachowania to czasami wydawały mi się bardzo
naciągane. W dodatku zbyt duże nagromadzenie fachowej terminologii nie
ułatwiało czytania. Jest to pozycja, która jest warta uwagi, ale trzeba do niej
podejść z dużą dozą cierpliwości. Mimo, że nie wszystko mi się podobało to nie
wykluczam, że sięgnę kiedyś po kolejne części.
Tytuł: Kolekcjoner kości
Autor: Jeffrey Deaver
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2008
Ocena: 3,5/6
Bardzo lubię tego typu książki, ale akurat teraz mam ochotę poczytać coś hmmm... ambitnego (?) :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Rozumiem :) Ja ostatnio czytałam cięższe książki, dlatego teraz sięgnęłam po coś lżejszego :)
UsuńJeśli tu jest dużo terminologii, to, chociaż wiem, że zabrzmi to dość dziwnie, muszę przeczytać. Zresztą bardzo interesująca książka.
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Pewnie - jeżeli to lubisz, to książka idealna dla Ciebie ;) Ja w tym przypadku czułam się troszeczkę przytłoczona ;)
UsuńSzkoda, że zawiera dużo fachowych określeń...
OdpowiedzUsuńTo był chyba największy minus tej książki w mojej ocenie. Choć, dla innych to może być największym plusem :)
UsuńJa chyba również nie jest zbyt otwarta, bo dla mnie także jest to dziwne kiedy kobieta wchodzi do łóżka nieznajomemu.. Tytuł książki wydaje mi się ciekawy, ale wole książki od których nie mogę się oderwać :) Może kiedyś przeczytam, ale na razie wybiorę jakąś moją zaległą książkę :)
OdpowiedzUsuńIlość zaległych książek też mnie przeraża, dlatego rozumiem, że dajesz im pierwszeństwo :)
UsuńCzytałam, ale książka nie zrobiła na mnie oszałamiającego wrażenia. To czy czytałam musiałam sprawdzić w swoich zapiskach.
OdpowiedzUsuńWydaję mi się, że po pewnym czasie i ja będę miała problem z przypomnieniem sobie tej książki bez powrotu do tej recenzji :)
UsuńTak o niej głośno, ale teraz zastanawiam się czy zaczynać czytać?
OdpowiedzUsuńW żadnym wypadku nie odradzam sięgnięcia po książkę - może akurat ktoś stwierdzi, że jest świetna? :)
UsuńNie lubię jak naciąga się warstwę psychologiczną, bo jest dla mnie bardzo istotna, podobnie jak nie lubię "dziwnych" scen, które są irrealistyczne, chyba sobie odpuszcze
OdpowiedzUsuńW pewnych momentach zachowanie bohaterów było dziwne - przyznaję.
UsuńKsiążki nie czytałam, ale miałam okazję obejrzeć film nakręcony w 1999 r. na jej podstawie i przyznam szczerze, że mi się podobał. Być może wersja filmowa, zapewne uproszczona jeśli chodzi o fachową terminologię, a wprowadzająca element poczucia zagrożenia za pomocą obrazu i dźwięku, zadziałała na plus dla powieści. Jeśli nie oglądałaś, to polecam dla relaksu na wieczór (:
OdpowiedzUsuńNie oglądałam, ale myślałam o już filmie i chyba kiedyś sobie zobaczę :)
UsuńTytuł książki kojarzę dzięki ekranizacji, ale nie widziałam go nigdy na własne oczy:). I choć tak jak Ty lubię, gdy narracja prowadzona jest nie tylko ze strony tropiących mordercę, ale i samego poszukiwanego, to jakoś nie przekonuje mnie do końca ten kryminał. Sama nie wiem dlaczego.
OdpowiedzUsuńTak, ten zabieg był bardzo udany :)
UsuńCzyli jednak zmierzyłaś się z "Kolekcjonerem..." i widzę, że miałam podobne odczucie - wątek kryminalny niezły, ale inne wątki raczej słabe. Z tego, co pamiętam to inne tomy odebrałam jako lepsze, więc może nie warto zniechęcać się do serii.
OdpowiedzUsuńA co do Sachs w łóżku Lincolna: kit że postanowiła przespać się na łóżku obcego faceta, ale musiała przy tym rozbierać się do bielizny? No biedny paralityk popatrzył sobie przynajmniej na jej piersi, ale jak dla mnie: to była głupia scena nie wiadomo po co :)
Fakt, że odkrycie prawdy o mordercy trochę psuje tajemniczość, ale całe szczęście ma to miejsce dopiero na końcu książki. I ja chyba wolę takie rozwiązanie, bo nie lubię jak pisarze idą na łatwiznę i wytłumaczenia czynów morderców szukają tylko w ich chorobach psychicznych.
Nie skreślam całej serii - pewnie kiedyś sięgnę po kolejne tomy :)
UsuńA jeśli chodzi o rozbieranie się do bielizny, to już wolałam tego nie wspominać, bo to kolejny dowód na to, jak dziwna była to scena :)
wzbudziła moje zainteresowanie, chcę jednak przeczytać :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że tak :) Jestem pewna, że znajdziesz w tej książce coś dla siebie :)
UsuńMam w planach twórczość tego autora, jednak "Kolekcjonera..." raczej sobie odpuszczę, bo widziałam już film. Co prawda końca nie pamiętam, ale mimo wszystko mam wrażenie, że nie miałoby to już sensu. A nadmiar fachowej terminologii to rzeczywiście nie najlepszy pomysł. ;)
OdpowiedzUsuńJa filmu jeszcze nie widziałam, ale mam w planach :)
UsuńOj, nie na moje nerwy! :)
OdpowiedzUsuńWow, już sam tytuł intryguje! :p Chętnie przeczytam - uwielbiam takie klimaty :3
OdpowiedzUsuńwww.books-mylov.blogspot.com :)
Tak - tytuł przyciąga uwagę :)
UsuńPamiętam film, ale oglądałam go już tak dawno temu, że nie przeszkodziłaby mi ta ekranizacja w lekturze książki.
OdpowiedzUsuńCieszę się :) Choć czasami ekranizacje są tak różne od książek, że oglądając film nic się nie traci :)
UsuńZa przeciętne książki z tego gatunku raczej nie sięgam. I tak niezbyt często thrillery/kryminały czytam. Muszą być naprawdę dobre, żeby utrzymać moją uwagę.
OdpowiedzUsuńJa z kolei kryminały pochłaniam garściami :) Choć przyznaję, że z czasem coraz trudniej jest mnie zaskoczyć :)
UsuńMiałam napisać, że taki prawie sparaliżowany specjalista/detektyw brzmi intrygująco, ale zauważyłaś też, że całość jest raczej przeciętna i jeszcze wspomniałaś o tej dziwnej (na na tyle, na ile mogę ocenić, mając do dyspozycji jedynie twoje słowa) scenie w łóżku. I teraz nie wiem, co o tym wszystkim sądzić. ;) Za kryminałami nie przepadam, sięgam czasem po takie, które się czymś wyróżniają.
OdpowiedzUsuńI to bardzo intrygująco! Taką postać rzadko spotyka się w tego typu literaturze, ale rzeczywiście całość nie powala na kolana ;)
UsuńJa podobnie jak Kasjeusz - sięgam po kryminały nieczęsto, ale jeśli już - to po takie, które są entuzjastycznie polecane. Czasem sięgam po takie, które skrytykowano, ale posiadają np. świetne kreacje psychologiczne.
OdpowiedzUsuńTutaj raczej świetnych kreacji psychologicznych się nie znajdzie.
UsuńGdy przeczytałam o specjalistycznej terminologii, pomyślałam, że to może być utwór dla mnie, ale nikt nie lubi przesady. Mam mieszane uczucia..
OdpowiedzUsuń~Gaviota
Mi ta terminologia przeszkadzała, ale dla Ciebie może być akurat czymś bardzo pozytywnym :)
UsuńKsiążkę czytałam parę lat temu, film widziałam kilka dni temu :) książkę polubiłam od razu, chociaż jest najsłabszym tomem z Licolnem i Amelią, następne są lepsze. Zarówno wątki kryminalne jak i prywatne. Chyba tym co podbiło moje sece w tych książkach była właśnie terminologia, taka profesjonalna. I dla mnie zrozumiała, bo pokrywa się z moimi zainteresowaniami :) a film... dla mnie był przeciętny, ksiazka znacznie ciekawsza :)
OdpowiedzUsuńW takim razie będę musiała kiedyś sięgnąć po pozostałe części i się przekonać czy jest lepiej czy gorzej :)
UsuńDla mnie ta terminologia była czarną magią, dlatego trudno mi się czytało te naukowe wywody :) Pewnie gdybym wiedziała co te wszystkie nazwy oznaczają byłoby zdecydowanie lepiej :)
Jak ja uwielbiam ekranizację! :D Kilka miesięcy temu leciała i znowu się cieszyłam - nie wiedziałam, że to na podstawie powieści. Teraz czuję się zaintrygowana, chociaż pewnie znając film nie byłoby już niespodzianki...
OdpowiedzUsuń