Źródło: http://www.gwfoksal.pl/ |
Czasami nachodzi ochota na
przeczytanie czegoś dłuższego, czegoś co pozwoli nam spotkać się z bohaterami
trochę dłużej i poznać ich bliżej. Taką okazję miałam, dzięki książce Carstena
Jensena.
Monumentalna opowieść o morzu,
wojnie, samotności i dorastaniu to właśnie „My, topielcy”. Autor przez przeszło
800 stron opowiada nam historię marynarzy, dla których morze i statek jest
wszystkim, co potrzebne jest do szczęścia. Jednak nie jest to jedynie historia mężczyzn,
ale również kobiet, które zostają w domu i muszą uporać się z trudami samotnego
życia, wychowaniem dzieci i ciągłym niepokojem o swoich ojców, braci, mężów i
synów. W czasie lektury poznajemy życie marynarza pod koniec XIX wieku, jak i w
wieku XX. Jesteśmy uczestnikami wojen, bitew morskich, dalekich wypraw do
Afryki i Azji. Jest to także historia małego portowego miasteczka Marstal w
Danii. Obserwujemy jego wzloty i upadki, widzimy jak każdy mieszkaniec Marstal
jest naturalnie związany z morzem i prawie każdy mężczyzna zostaje marynarzem.
Pokolenie za pokoleniem mężczyzn wypływa w morze, a w domu zostają kobiety i
dzieci.
Co jest największą stratą dla
rodziny topielca? To, że topielcy nie mają grobu, który można odwiedzać i
pielęgnować. Miejscem spoczynku dla nich jest morze, morze jest cmentarzem
marynarzy, którzy przegrali walkę. Kobiety muszą przez wiele lat nosić w sercu
niepewność, czy ich mąż lub syn na pewno utonął, czy też udało mu się uratować.
Obserwujemy dzieci, które wychowują się bez ojców, których widzą raz na kilka
lat – a mimo tego, każdy chłopiec marzy o tym, by zostać marynarzem, tak jak
jego ojciec.
Jensen prowadzi nas przez długą i
bolesną historię ludzi, którzy oddali swoje życie morzu. W powieści nie brak
zabawnych i lekkich momentów, tak jak nie brak wzruszeń i smutku spowodowanych
samotnością i śmiercią. Bo to właśnie samotność marynarzy na morzu, samotność
kobiet, które zostały w domu i samotność dzieci, które wychowują się bez ojców
jest wszechobecna. Wszechobecna jest także śmierć – morze nie jest miejscem na
sentymenty, nie brak tu niebezpieczeństw i chwila nieuwagi może kosztować
życie. Mimo to „My, topielcy” jest wciągającą powieścią, która pochłania naszą
uwagę do cna. Oczywiście na 800 stronach trudno jest zachować ciągłą i napiętą
akcję, przyznaję, że niektórych momentach książka mi się dłużyła, jednak autor
szybko kierował moją uwagę na inne tory i znowu byłam pochłonięta historią marynarzy.
Polecam!
Tytuł: My, topielcy
Autor: Carsten Jensen
Wydawnictwo: W.A.B, 2008
Ocena: 5,0/6
Lubię książki, których akcja toczy się na morzu lub nad morzem. Moje najulubieńsze "morskie" opowieści to "Morze, morze" Iris Murdoch, "Rekiny" Jensa Bjørneboe oraz "Opowieść rozbitka" Marqueza. Z przyjemnością sięgnę i po "My topielcy". Osiemset stron to dużo. Książka o tej objętości wystarcza mi na tydzień :)
OdpowiedzUsuń:)
Dużo, dużo - czytałam ją przeszło tydzień, choć gdybym nie miała innych obowiązków, to z pewnością przeczytałabym szybciej ;)
Usuń"Opowieść rozbitka" także bardzo przypadła mi do gustu, choć objętościowo znacznie się różni :) Pozostałych dwóch nie czytałam, ale chętnie nadrobię :)
Opis może i ciekawy, ale taka ilość stron jest dla mnie przytłaczająca i znudziłaby mi się w połowie. Może gdyby miała około 400 stron przeczytałabym ją :)
OdpowiedzUsuńM.
Historie małych społeczności, które żyją odmienne niż my wszyscy dzisiaj, zawsze zwracają uwagę. To trochę jak poznawanie innego świata. Niedawno skończyłam czytać "Dotyk", który opowiada o osadzie poszukiwaczy złota. Chętnie poczytam o życiu ludzi morza. A ilość stron mnie nie odstrasza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam (: