sobota, 23 września 2017

D. Mitchell, Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta



            Jacob de Zoet to holenderski kancelista, który w 1799 roku wypływa do Japonii. Jego celem jest Dejima – sztuczna wyspa w zatoce Nagasaki, gdzie mieściła się holenderska faktoria. Japończycy, którzy odcięli się od świata zewnętrznego nie tolerowali u siebie obcokrajowców, więc zakazane były wszelkie praktyki chrześcijańskie, a mieszkańcy Dejimy nie mogli opuszczać swojej wyspy. Jacob de Zoet trafia do tego obcego i egzotycznego kraju na przełomie wieków, gdzie będzie miał okazję poznać japońskie obyczaje, zasmakować zakazanej miłości i odkryć u siebie nieznane zdolności.

            „Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta” opowiada o nieznanym mi kawałku historii stosunków japońsko-holenderskich. Dejima to niezwykłe miejsce. Odcięte od świata, a jednocześnie najbardziej z nim związane. Holendrzy, którzy prowadzą handel z Japończykami muszą dostosować się do zasad, które narzuca im szogun, a w zamian za to liczą na szybki zysk. Ich życie regulują okresy handlowe, a jedynymi rozrywkami są hazard i kobiety. Obie nacje nie darzą się dużym zaufaniem, ale można powiedzieć, że są na siebie skazane.
            Pierwsze spotkanie z twórczością Davida Mitchella mam już za sobą. Przyznam się, że wymęczyłam tę książkę, bo czytałam ją prawie miesiąc (sic!). Nie pamiętam, kiedy ostatnio zdarzyła mi się taka sytuacja. Trudno było mi się wciągnąć w całą opowieść, choć nie mogę powiedzieć, by książka była nudna. Nie potrafię powiedzieć, o co tak naprawdę chodziło. Być może nie do końca przypadł mi do gustu styl autora lub to, że każda z trzech części książki mogłaby być osobną historią. Co tym bardziej sprawiło, że mogłam ją odłożyć na tydzień bez żadnych wyrzutów sumienia.
            Podsumowując, „Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta” to nie do końca moje klimaty. Choć bardzo lubię klimat Orientu i książki, których akcja jest osadzona w poprzednich wiekach, to tutaj trudno było mi się wciągnąć. Główny bohater to niezwykle interesująca postać i można tylko żałować, że było go tak mało. Momentami ciekawie, momentami nudnawo – tak mogę podsumować całość. Trudno mi jednoznacznie ocenić ten tytuł. Nie żałuję, że po niego sięgnęłam, choć chyba nie będę go długo wspominać. 

Tytuł: Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta
Autor: David Mitchell
Wydawnictwo: MAG, 2013
Strony: 624
Ocena: 3,5/6

4 komentarze:

  1. Przez moment pomyślałam, że może przeczytaj... ale jednak sobie odpuszczę :/ To również nie moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tę książkę mam od tak dawna na półce, że aż wstyd się przyznać ;P Za sobą mam dwie pozycje autora: "Czasomierze" oraz "Widmopis" i ta pierwsza była świetna, a ta druga... dziwna. Teraz boję się, że z "Tysiąc..." będzie podobnie. Trochę mnie przestraszyłaś, ale i tak przeczytam, aby wyrobić własną opinię. Może nie będzie źle.
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Temat mieszania się zachodu ze wschodem jest jak najbardziej ciekawy, aczkolwiek dla mnie ważna również jest forma przekazu. Jak książka jest nudnie napisania, to nie wiem jak bardzo byłby ciekawy temat, nie ruszę jej :)

    Pozdrawiam
    mowmikate

    OdpowiedzUsuń
  4. Być może kiedyś do niej zajrzę, lecz teraz szukam czegoś innego :)

    OdpowiedzUsuń